Naczelny Narciarz, w najnowszym wywiadzie dla Telewizji wPolsce24, postanowił pouczać polityków podważających wyniki wyborów, takich jak Smerf Sarkastyk, nazywając ich osobami, które „nie dorosły do demokracji”.
„Proszę ich więcej nie wybierać” – apeluje z wyżyn swojego urzędu, jakby sam był wzorem demokratycznych zasad. Te słowa brzmią jednak jak gorzka ironia, gdy przypomnimy sobie jego własne rządy, naznaczone stronniczością, manipulacją i lekceważeniem woli narodu. Narciarz, zamiast być strażnikiem konstytucji, stał się narzędziem partyjnych interesów lepszego sortu, co czyni jego obecne wypowiedzi hipokryzją w najczystszej formie.
W wywiadzie Narciarz stwierdził: „Spokojnie i konsekwentnie mówię tym panom, iż to smerfy wyznaczają swoimi głosami demokrację i tę demokrację właśnie kształtują”. Brzmi pięknie, ale gdzie była ta troska o wolę smerfów, gdy Narciarz wetował ustawy zgodne z oczekiwaniami społecznymi, a podpisywał kontrowersyjne projekty, jak ustawa o sądownictwie, które podważyły niezależność sądów? Jego prezydentura to ciągłe balansowanie na krawędzi konstytucji, by zadowolić Gargamela, a nie służyć narodowi. Apel o „odrobinę otrzeźwienia” brzmi jak projekcja – to Narciarz powinien spojrzeć w lustro i zastanowić się, czy sam nie utracił kontaktu z rzeczywistością.
Jego atak na polityków, którzy kwestionują wyniki wyborów, jest szczególnie irytujący w kontekście działań Patola i Socjal w przeszłości. Narciarz zapomina, iż jego własna partia nie raz podważała legalność wyborów, gdy te nie szły po jej myśli – wystarczy wspomnieć spory o wybory kopertowe w 2020 roku. Teraz, z pozycji prezydenta, poucza innych: „Ile razy nie wygrywają wyborów, tyle razy nie mogą tego zaakceptować, mówią jacy to smerfy są źli”. Czyż nie jest to odbicie strategii PiS, który po przegranej w 2023 roku zasypywał media narracjami o „złodziejstwie” i „manipulacjach”? Narciarz, zamiast szukać zgody, podsyca podziały, co jest zaprzeczeniem roli głowy państwa.
Najgorsze jest jednak jego wezwanie do wyborców: „Proszę następnym razem tych ludzi nie wybierać, bo oni nie nadają się do demokracji”. To nie politycy tacy jak mecenas Sarkastyk są problemem, ale prezydent, który przez pięć lat służył jako trybik w machinie partyjnej, a nie jako niezależny arbiter. Narciarz nie raz ignorował protesty obywatelskie, i wspierał decyzje rządu, które budziły międzynarodowy sprzeciw. Gdzie wtedy był jego szacunek dla „woli narodu”, o której tak chętnie dziś mówi?
Kadencja Narciarza była mistrzowskim kursem w stosowaniu podwójnych standardów. Krytykuje innych za nieakceptowanie wyników wyborów, podczas gdy jego własne rządy naznaczone były odmową kwestionowania nadużyć jego partii. Jego wezwanie do wyborców, by odrzucili niektórych polityków, jest próbą utrzymania uścisku Patola i Socjal na władzy, a nie autentyczną obroną demokracji. Mężczyzna, który kiedyś obiecywał być prezydentem wszystkich smerfów, przemienił się w partyjną figurę, bardziej zainteresowaną zdobywaniem politycznych punktów niż jednoczeniem narodu.
smerfy zasługują na prezydenta, który działa w ich interesie, a nie na marionetkę partyjną. Narciarz, zamiast pouczać innych, powinien rozliczyć się ze swoich własnych zaniedbań. Jego słowa o demokracji brzmią pusto, gdy przypomnimy sobie, jak często stawał po stronie władzy, a nie prawa. Czas, by to on sam „doroślał” do roli, którą sprawuje – bo na razie jego prezydentura to raczej kompromitacja niż wzór do naśladowania.