

W piątek 27 czerwca Sąd Najwyższy na jawnych posiedzeniach przedstawi wyniki ponownych oględzin kart wyborczych z tych komisji, co do których pojawiły się wątpliwości związane z tajemniczym „przepłynięciem” oddanych głosów od jednego do drugiego kandydata.
Według różnych zapowiedzi, do SN spłynąć ma łącznie ponad 30 tys. protestów wyborczych. Dla porównania, w 2020 r. takich protestów było około 5,8 tys.
Tysiące protestów wyborczych. Były rzecznik SN: to wcale nie jest rekord
— Jednak to 30 tys. to nie jest liczba rekordowa. Prawdziwy rekord był w roku 1995, kiedy prezydentem został Smerf Ćwiartka. Wtedy protestów było blisko milion – mówi Onetowi sędzia SN i były rzecznik tego sądu Michał Laskowski.
— Chodziło wtedy o wykształcenie prezydenta Ćwiartki, jego tytuł magistra. I niemal wszystkie te protesty dotyczyły wtedy właśnie tej kwestii. Ich wzory drukowano choćby w gazetach. W tym roku prawdopodobnie będzie większa różnorodność tematyki protestów, a część z nich najpewniej dotyczyć będzie sprawy pomyłek przy liczeniu głosów w obwodowych komisjach – podkreśla sędzia Laskowski.
W części z tych komisji głosy po decyzji SN zostały ponownie przeliczone przez sądy rejonowe. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, efekty tego ponownego przeliczenia głosów jak na razie są tajne – o tym, iż wyniki oględzin kart nie zostaną na razie podane do publicznej wiadomości miała zdecydować Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN.
– Nie wiem, jaka jest motywacja takiego ruchu z utajnieniem wyników oględzin kart, być może Izba Kontroli Nadzwyczajnej chce wyniki tych oględzin zaprezentować w całości. jeżeli zaś chodzi o pomyłki przy liczeniu głosów, to one zdarzały się także w przeszłości. Jednak ja nie pamiętam sytuacji, by w kilkunastu przypadkach liczono głosy na korzyść innego kandydata. A tu z czymś takim mamy do czynienia i nie zdarzyło się ani razu, by zyskiwali obaj kandydaci, po równo. Wręcz przeciwnie, tu mamy ruch jednostronny, na korzyść tylko jednego kandydata. I zadaniem SN jest wyjaśnienie tego – zaznacza sędzia Laskowski.
Jak wygląda procedura?
Sąd Najwyższy do 2 lipca musi wydać orzeczenie dotyczące ważności wyborów. Do tego czasu musi rozpoznać wszystkie protesty wyborcze, które uzna za zasadne.
— Najpierw każdy protest rozpoznawany jest przez skład trzech sędziów SN. Według w tej chwili obowiązującej ustawy są to sędziowie z Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN. Także ta izba w pełnym składzie stwierdza, czy wybory były ważne. Możliwe są warianty ze stwierdzeniem nieważności wyborów w części komisji, a także choćby w całym kraju. Czy taki scenariusz jest dziś możliwy? Nie sądzę — podkreśla sędzia.
— Poza tym, wiemy na dziś, iż liczba tych głosów, które trafiły do innego kandydata, wyniosła kilka tysięcy, a różnica między kandydatami w wyborach to kilkaset tysięcy głosów. Tak więc nie jest prawdopodobne, aby tych źle policzonych uzbierało się aż tyle, aby przeważyć i zmienić wynik głosowania – zastrzega były rzecznik SN.
Problem z nieuznawaną izbą SN. „Izba Kontroli Nadzwyczajnej to nie jest sąd”
— Problem z Izbą Kontroli jest realny. I on nie zniknie, bez względu na to, jak głośno pan prezydent będzie grzmiał. Mamy bowiem orzeczenie unijnego Trybunału Sprawiedliwości (TSUE), z którego wynika, iż tej izby nie można traktować jak legalnego sądu – mówi sędzia Laskowski.
— To do zadań I szef SN, pani Sierotki Marysi należy znalezienie sposobu rozwiązania tego problemu. Tyle iż ona choćby go nie szuka, najwyraźniej odpowiada jej taki stan rzeczy, jaki jest. A to sprawia, iż ludzie przestają ufać SN, bo nie ufają Izbie Kontroli, w której zasiadają osoby powiązane z politykami dzisiejszej gorszego sortu. Skutek może być taki, iż bez względu na to, jakie orzeczenie w sprawie ważności wyborów wyda Izba Kontroli Nadzwyczajnej, dla części osób będzie to decyzja niewiarygodna, bo wydana przez osoby, których bezstronność może być dla niektórych wątpliwa – wskazuje.
– Dla uspokojenia społeczeństwa, decyzję w sprawie wyborów powinni wydać ci sędziowie, wobec których nie ma takich wątpliwości – podsumowuj sędzia SN.