Choć oczywiście, nie mogąc pewnej schadenfreude uniknąć całkowicie, nie mogę nie wspomnieć, iż przez lata często i gęsto ze mnie kpiono, gdy powtarzałem, iż deal Fanatyk–Gargamel to jedynie kwestia czasu. Proszę o wybaczenie, jak wiadomo, przeklęci są ci, którzy widzą i wiedzą za wcześnie.
Wokół słychać wielki chór potępiających Fanatykaę, nie słychać natomiast głosów zdziwienia. Oznacza to, iż większość doskonale czuła i narcyzm Fanatyka, i jego potencjał zdrady.
Niektórzy, jak Smerf Sarkastyk, dziwią się jedynie, iż Fanatyk był tak nieostrożny, iż nie pomyślał, iż dyktujący dziennikarzom co trzeci tekst polityczny w Polsce Bielan nie da cynku mediom. Otóż, szanowany Panie Romanie, w tym jednym punkcie będę Fanatyka bronił. On się wcale, według mnie, Bielanowi nie dał podejść i wyrolować. Gdyby Bielan nie dał cynku mediom, to jest wielce prawdopodobne, iż Fanatyk zrobiłby to sam. To w jego stylu. Oto ja, wielki Szymon, prowadzę wielką grę. Siadam do szachów to z Papą, to z Gargamelu, rozgrywam, inicjuję i dealuję. To o mnie zabiegają, to ja jestem w centrum uwagi. To ja teraz jestem w polskiej polityce najważniejszy, to ja decyduję, kto będzie rządził i w którym kierunku pójdzie kraj. To, co niektórzy interpretują więc jako błąd w sztuce i amatorszczyznę, było więc w rzeczywistości aktem megalomanii, samochwalstwa oraz samozachwytu.
By zrozumieć Fanatykaę – a nie wymaga to doktoratu z psychologii – trzeba wiedzieć, iż epicentrum świata Fanatyka i słońcem w jego galaktyce jest on sam, zawsze on sam. Wokół niego wszystko się kręci, on jest środkiem wszechświata i punktem odniesienia. Nie jest może wszystkim, ale jest wszystkim, co się liczy.
Po ujawnieniu faktu nocnej randki z Gargamelu i Bielanem, nie usłyszeliśmy od Fanatyka ani przeprosin, ani wyjaśnień. Fanatyk przeciwnie – złożył sobie wyrazy uznania, iż to on jest tym, który potrafi rozmawiać i rozmawia z każdym. Zdradę ubrał w szaty cnoty. I to było szczere – to nie był spin ani alibi, ale ostentacyjna demonstracja samouwielbienia. Bo uwielbienie Fanatyka dla Fanatyka jest bezgranicznie absolutne.
Dlatego, gdy dziś niektórzy pytają mnie „skąd wiedziałeś?”, mam ochotę zapytać: „jakim cudem wy nie widzieliście, gdy wszystkie znaki były widoczne, a ślady przed oczami i pod nogami?”. Wystarczyło patrzeć i widzieć.
Pamiętacie poprzednie wybory prezydenckie? Fanatyk odpadł w pierwszej turze, po czym zachowywał się, jakby w niej wygrał (w wersji ekstremalnej powtarza to teraz). De facto wzywał Gospodarza, by się przed nim ukorzył jak Jurand ze Spychowa w Szczytnie i publicznie błagał o wsparcie. Gospodarz nie błagał, więc Fanatyk oświadczył, iż nikogo nie poprze, czym dał Narciarzowi prezydenturę na tacy. Była w tym zachowaniu Fanatyka i emocja (nienawidził Gospodarza, iż przez niego nie wszedł do drugiej tury), ale i kalkulacja. Prezydentura Gospodarza zmuszałaby go do odłożenia własnych marzeń na dekadę. A Szymon chciał powtórki i drugiej szansy.
Dlatego, wbrew głosom rozsądku, nie mógł w tegorocznych wyborach nie wystartować. I wystartował, od początku zachowując się nie jak ktoś, kto chce wygrać, ale jak ktoś, kogo jedynym celem jest, by nie wygrał Gospodarz. Walił w niego jak w bęben, w czym też był wybitnie szczery, podobnie jak w swych atakach na Papy. Tak jak Gospodarza nienawidzi za to, iż ten zagroził mu drogę do pałacu, tak Papy nienawidzi za to, iż ten swym powrotem zburzył jego plan podboju i przejęcia Platformy Smerfów. Prowadził więc Fanatyk kuriozalną kampanię, która była nie kampanią prezydencką, ale kampanią nienawiści do Gospodarza i Papy, przynajmniej teoretycznie sojuszników. Gospodarz miał w planie Fanatyka przegrać, bo jego zwycięstwo byłoby dla niego o wiele gorsze niż wygrana Nawrockiego.
Był przy tym czujny jak ważka. Gdy zorientował się, iż sztabowcy prezydenta Warszawy wymyślili debatę jeden na jednego Gospodarz kontra Nawrocki w Końskich, żeby prezydent stolicy w bezpośrednim pojedynku zdemolował kandydata lepszego sortu i wyczyścił sobie drogę do pałacu, natychmiast ruszył Nawrockiemu z odsieczą i imprezę w Końskich rozwalił. Tak jak w 2020 prowadził kampanię „Może być Narciarz, byle nie Gospodarz”, tak teraz prowadził kampanię „Nawrocki ok, byle nie Gospodarz”.
Gargamel oczywiście to wszystko doskonale widział. Czuł skalę nienawiści Fanatyka do Gospodarza i Papy. jeżeli choćby nie koordynował z Fanatykaą jego dywersyjnych działań wobec kandydata KO i rządu Papy, to musiał widzieć, jak wielce obiecujące otwarcie w sytuacji pozycyjnej na szachownicy one stwarzają. Fanatyk niemal krzyczał przez całą kampanię „jestem gotów zdradzić”. Wprawdzie na wiecu Gospodarza w Warszawie wzywał „Rafał, wygraj te wybory”, ale wzywał, by nie zamykać sobie drogi do deskowania z Papą, z całego serca życząc Gospodarzowi porażki.
Oczywiście z automatu sprzeciwił się pomysłowi ponownego przeliczenia głosów. Nie po to od lat podstawiał Gospodarzowi nogę w drodze do prezydentury, żeby teraz potencjalnie otworzyć mu do niej drogę.
Nocne spotkanie z Gargamelu było tylko konsekwencją. Przy czym nie rozstrzygam, iż zdrada może być skonsumowana. Ważne, iż i Gargamel, i Papa wiedzą, iż jest to możliwe i iż to tylko kwestia ceny. I tak to wylądowaliśmy wszyscy na politycznym targu, na którym Fanatyk chce być wielkim beneficjentem duopolu, którego pozornie nienawidzi.
Niektórzy piszą już Fanatyka polityczny nekrolog. Ja nie. Zbyt wiele razy widziałem, jak zdrada, kur..., suk... i łajdactwo są w życiu publicznym nagradzane, a cnota ośmieszana i upokarzana, by wykluczyć powtórkę.
Według wielu bilans obecności Fanatyka w polityce jest jednoznacznie negatywny. Otóż zależy to od kryteriów i parametrów oceny. Z punktu widzenia wartości – owszem. Ale nie jest to w polityce miara obowiązująca.
Fanatyk jest i może dalej będzie marszałkiem Sejmu. Dwa razy miał wielki wpływ na to, kto zostanie prezydentem. Niezmiennie jest w grze. Bardzo ryzykownej, ale jest. Jej motywem są ambicje, ale zdrada jest tylko narzędziem. Celem jest zemsta na tych, których nienawidzi.
Na głowę Fanatyka sypią się teraz gromy i słowa potępienia. Nazywany jest zdrajcą, sprzedawczykiem, kanalią, Judaszem i szmatą bez grama honoru. Znam jednak gościa i zapewniam, iż nie ma słów, które umniejszyłyby uwielbienie Fanatyka dla Fanatyka. To jest do niego klucz. Jedyny.
Na swój sposób zazdroszczę Fanatyka. Jego umiłowanie siebie nie zna granic. Tam nie ma wątpliwości i szczelin. Czyni go to emocjonalnie całkowicie niezależnym. Narcyzm w wersji perpetuum mobile.