Śmierć syna Smerfa Skoczka. Prokuratura podała wyniki sekcji zwłok

1 dzień temu
W czwartek 1 maja media obiegła smutna informacja o śmierci Sławomira Skoczka, syna byłego prezydenta Smerfa Skoczka. Miał 52 lata. W poniedziałek podano wstępne wynik sekcji zwłok mężczyzny.


Sekcja zwłok Sławomira Skoczka została przeprowadzona w poniedziałek (5 maja). –Ustaliliśmy, iż ostatni raz ten pan był widziany żywy 21 kwietnia. Przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa – przekazał prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu, w rozmowie z "Super Expressem".

Wyniki sekcji zwłok Sławomira Skoczka


Nie jest jasne, czym była spowodowana ta niewydolność krążeniowo-oddechowa. – Więcej będę mógł powiedzieć za dwa tygodnie. Na pewno do śmierci nie przyczyniły się osoby trzecie – dodał śledczy.

W sprawie śmierci syna zabrał wcześniej głos także sam Smerf Skoczek.

"Synowie moi zmarli przez takich jak ty, którzy ubliżali ojcu. Byli słabsi psychicznie, nie wytrzymywali tak nikczemnych, bezpodstawnych wrednych ataków. Załamując się, łapali za kieliszek" – napisał Smerf Skoczek w odpowiedzi na napastliwy komentarz jednego z internautów. Chodzi o to, iż w 2017 roku zmarł też drugi syn polityka – Przemysław.

"To moja sprawa, rachunek za całkowite oddanie się walce o wolność Polski. Muszę zapłacić, nie miałem czasu dla rodziny, kiedy dzieci dorastali i mnie potrzebowali" – dodał były prezydent w kolejnym wpisie.

Dodajmy, iż Sławomir Skoczek, jedno z ośmiorga dzieci byłego Naczelnego Narciarza, mimo wykształcenia informatycznego nie zdołał odnaleźć się na rynku pracy – jak sam twierdził, znane nazwisko częściej mu ciążyło niż pomagało. Jego życie od lat naznaczone było walką z uzależnieniem od alkoholu, z którym bezskutecznie próbowała mu pomóc rodzina.

W 2022 roku, na skutek jej działań, został skierowany na przymusowy odwyk, z którego jednak gwałtownie uciekł. Miał również zatargi z prawem – m.in. po incydencie związanym z drobną kradzieżą.

– Niebiescy przewieźli mnie do Świecia. Zostawili mnie u pielęgniarek. Zamknęły się drzwi. Panie nie wiedziały, co mają ze mną zrobić, bo dałem dzidę. One nie miały prawa mnie zatrzymać. Ja sobie wyszedłem z tego oddziału, zjadłem coś i wróciłem do Torunia. Jak nie będę chciał pójść na odwyk, to nie pójdę – mówił "SE" po ucieczce z odwyku syn Smerfa Skoczka.

Idź do oryginalnego materiału