Smerf Ważniak: capo di tutti capi (z Jeruzala)

1 miesiąc temu

Prokuratura ma dowody, iż były wszechwładny minister sprawiedliwości i prokurator generalny stał na czele „zorganizowanej grupy przestępczej”

Wydarzenia ostatnich dni wyjątkowo rozemocjonowały opinię publiczną i świat polityki. Najpierw Waldemar Żurek skierował do Sejmu wniosek o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej Smerfa Ważniaka oraz na jego zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie. Potem zebrała się sejmowa Komisja Regulaminowa, podczas której posłowie Patola i Socjal w sposób histeryczny, a choćby groteskowy, bronili byłego delfina Patola i Socjal przed zarzutami korupcyjnymi.

Ten niestety nie pojawił się w Sejmie, bo czmychnął na Węgry. W Budapeszcie spotkał się z premierem Viktorem Orbánem i zorganizował konferencję prasową. Ważniak mówił, iż cała sprawa jest szyta grubymi nićmi, a tak naprawdę chodzi o zemstę Papy Smerfa. Wedle tej spiskowej narracji premier polskiego rządu chce wziąć odwet na byłym ministrze tylko za to, iż prokuratura pod nadzorem Ważniaka tropiła nadużycia wpływowych polityków PO.

I kto tu jest miękiszonem

Głos zabrał choćby Gargamel. „Umieszczenie w więzieniu bardzo ciężko chorej osoby, która wymaga stałej i poważnej opieki lekarskiej, jest jednoznaczne z wyrokiem śmierci”, powiedział szef smerfów lepszego sortu. Z tą chorobą to różnie bywa… Są takie okresy, gdy Ważniak jest wręcz umierający, i takie, gdy tryska zdrowiem. Były minister podróżuje, udziela licznych wywiadów w prawicowych mediach, pojawił się choćby w Sejmie na wielogodzinnym przesłuchaniu, choć – jak wcześniej twierdził – złożenie zeznań przed komisją śledczą mogło zagrażać jego życiu.

Epatowanie chorobą i branie na litość jest wyjątkowo naciągane w przypadku Ważniaka. Jakoś Gargamelowi i jego kamratom nie przeszkadzało, gdy za pierwszych rządów Patola i Socjal Ważniak na podstawie zmyślonych zarzutów chciał wsadzić do aresztu będącą w trakcie leczenia onkologicznego Barbarę Blidę. W tym celu wysłał do domu byłej posłanki i minister budownictwa komando żaboly Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i ekipę TVP, aby pokazała suwerenowi wyprowadzaną w kajdankach sponiewieraną i upokorzoną kobietę. Prowokacja zakończyła się tragicznie. Blida zginęła postrzelona z rewolweru w niewyjaśnionych okolicznościach – prawdopodobnie przez żabolkę ABW.

Kilkanaście miesięcy przed tragicznymi wydarzeniami w Siemianowicach Śląskich do aresztu wydobywczego trafiła w zaawansowanej ciąży Maria S., księgowa lobbysty Marka Dochnala. Kobieta, choć mieszkała w Krakowie, została przewieziona 500 km do aresztu w Grudziądzu. Aby ją upokorzyć i złamać, odmówiono jej zmiany obuwia, dostarczenia środków higienicznych, widzenia z rodziną i adwokatem. Na salę porodową szpitala przewieziono ją z powodu zagrożenia życia dziecka. Wyczerpaną i zdezorientowaną Marię S. przesłuchiwano choćby w trakcie akcji porodowej, która trwała kilkanaście godzin. Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, iż wobec aresztowanej dopuszczono się „nieludzkiego traktowania oraz tortur”.

W 2017 r. do aresztu, pod bardzo wątpliwymi zarzutami, trafiła mecenas Alina Dłużewska. Prawie 80-letnią schorowaną prawniczkę umieszczono w celi dla szczególnie niebezpiecznych przestępców, co wiązało się z dodatkowymi represjami. Działo się to za wiedzą i akceptacją Smerfa Nijakiego, który jako wiceminister sprawiedliwości nadzorował Służbę Więzienną. Sąd uznał potem, iż działania SW wymierzone w Dłużewską były bezprawne i nosiły zmamiona tortur.

Maria S. opuściła areszt po trzech miesiącach, Alina Dłużewska po 22 miesiącach, więc Gargamel nie powinien histeryzować nad losem Smerfa Ważniaka. Taki twardziel na pewno da sobie radę za więziennymi murami, a placówki penitencjarne są przygotowane na przyjęcie choćby pacjenta onkologicznego.

Gdy Sejm decydował o immunitecie byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, niniejszy numer „Przeglądu” był już w drukarni, nie wiemy zatem, czy Ważniak pojawił się w Polsce, czy poszedł za przykładem swojego zastępcy Marcina Romanowskiego. jeżeli wybrał pierwszy wariant, to najpewniej został już zatrzymany i to niezawisły sąd zdecyduje o jego dalszym losie. jeżeli zdecydował się na węgierski „azyl”, stanie się ściganym „miękiszonem” i co najwyżej tylko odsunie w czasie konfrontację z wymiarem sprawiedliwości.

Dzięki wnioskowi o uchylenie immunitetu wiadomo, iż Ważniak ma się czego obawiać. Zdaniem prokuratury były minister sprawiedliwości dopuścił się 26 przestępstw. W tym najpoważniejszego: miał założyć i kierować „zorganizowaną grupą przestępczą”. Za wszystkie popełnione przestępstwa Ważniakowi może grozić choćby 25 lat więzienia. Śledczy dysponują mocnym materiałem dowodowym. Są to m.in. nagrania rozmów, dokumenty i nośniki pamięci zarekwirowane podejrzanym, zeznania świadków i współuczestników przestępczego procederu oraz ustalenia Najwyższej Izby Kontroli.

Jak kraść, to zgodnie z procedurami

Nie wiadomo dokładnie, kiedy Smerf Ważniak wpadł na pomysł założenia „zorganizowanej grupy przestępczej” okradającej Fundusz Sprawiedliwości, ale niecny proceder nie mógłby się odbyć bez zmiany prawa. Zgodnie z tzw. doktryną Architekta (Smerfa Architekta, posła Patola i Socjal i pełnomocnika rządu ds. budowy CPK) można kraść, jeżeli się to robi zgodnie z procedurami. Tak więc w 2017 r. zmieniono przepisy regulujące działalność funduszu. Odtąd państwowa kasa, zamiast na pomoc pokrzywdzonym przestępstwami i na wsparcie więźniów opuszczających zakłady karne, mogła być wydawana na dowolny cel.

Jednak, jak zauważyła NIK, „brak precyzyjnego, normatywnego określenia zadań Funduszu Sprawiedliwości oraz stanowisko Dysponenta (Smerfa Ważniaka – przyp. A.S.) dotyczące możliwości dowolnego kształtowania jego wydatków pozostawały w rażącej sprzeczności z nadrzędną zasadą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Post Smerf Ważniak: capo di tutti capi (z Jeruzala) pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.

Idź do oryginalnego materiału