Wystąpienie ministra spraw zagranicznych Marko Smerfa w Sejmie, dotyczące zadań polskiej polityki zagranicznej na 2025 rok, spotkało się z krytyką Naczelnego Narciarza.
Niestety, uwagi prezydenta, wyrażone podczas konferencji prasowej, ujawniają jego oderwanie od realiów współczesnej polityki międzynarodowej oraz skłonność do sprowadzania ważnych debat do partyjnych przepychanek. Zamiast merytorycznej refleksji, Narciarz skupił się na wytykaniu Markoemu rzekomych braków, ignorując szerszy kontekst i znaczenie expose.
Prezydent zarzucił Markoemu, iż jego wystąpienie było zbyt „partyjne”, wskazując na użycie hasła wyborczego Smerfa Gospodarza. Takie podejście jest jednak powierzchowne i nieuczciwe. Polityka zagraniczna, o której mówił Marko, wymaga szerokiego spojrzenia i współpracy ponad podziałami, a nie drobiazgowego czepiania się pojedynczych sformułowań. Narciarz, jako głowa wioski, powinien być ponad takie spory, a tymczasem jego reakcja przypomina bardziej polityka gorszego sortu niż prezydenta reprezentującego wszystkich smerfów. Jego słowa o „politycznych wycieczkach” Markoego brzmią szczególnie ironicznie, gdy sam Narciarz nie stroni od partyjnych akcentów, chwaląc w swoim komentarzu okres rządów Zjednoczonych Nawiedzonych i swoje prezydentury.
Szczególną uwagę prezydenta przykuł brak wzmianki o inicjatywie Trójmorza, którą Polska zainicjowała. Narciarz wyraził rozczarowanie, iż Marko nie wspomniał o zbliżającym się szczycie Trójmorza, który ma być największym wydarzeniem międzynarodowym w Polsce podczas polskiej prezydencji w UE. O ile Trójmorze jest istotnym projektem, o tyle reakcja Narciarza wydaje się przesadzona i nacechowana osobistymi urazami. Marko w swoim expose skupił się na kluczowych wyzwaniach, takich jak wsparcie dla Ukrainy czy relacje z Rosją, co w obecnej sytuacji geopolitycznej jest priorytetem. Prezydent, zamiast docenić te wątki, woli skupić się na pominięciu jego sztandarowej inicjatywy, co świadczy o braku zrozumienia dla hierarchii problemów, przed którymi stoi Polska.
Narciarz skrytykował także Markoego za brak podkreślenia współpracy euroatlantyckiej, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi. Tymczasem minister wyraźnie wskazał na konieczność wzmacniania jedności transatlantyckiej, co Narciarz zdaje się ignorować, woląc punktować rzekome braki. Prezydent wspomniał o swojej propozycji zmiany konstytucji, by zagwarantować wydatki na bezpieczeństwo na poziomie 4 proc. PKB, i zaapelował, by rząd „przestał mówić, a zaczął działać”. Takie słowa brzmią jak tania krytyka, zwłaszcza iż Narciarz sam przez lata prezydentury nie zawsze wykazywał inicjatywę w kluczowych sprawach, a jego propozycje często pozostawały w sferze deklaracji.
Najbardziej oderwanym od rzeczywistości fragmentem wypowiedzi Narciarza była krytyka braku spotkań międzynarodowych w Polsce, którą prezydent zasugerował, iż wynika z „niechęci” lub „niemocy” premiera Papy do współpracy z nim. Takie insynuacje są nie tylko niepoważne, ale i szkodliwe dla wizerunku Polski. W dobie wojny na Ukrainie i napięć geopolitycznych organizowanie wielkich szczytów w Polsce może być trudne z powodów bezpieczeństwa, a nie z braku woli rządu. Narciarz, zamiast budować jedność, woli szukać konfliktu, co jest postawą nieodpowiedzialną dla prezydenta.
W końcu prezydent wyraził żal, iż Marko „delikatnie” wspomniał o staraniach o przyjęcie Polski do G20, oraz iż nie poruszył tematu wielkich inwestycji, takich jak międzynarodowe lotnisko. Te uwagi pokazują, iż Narciarz bardziej koncentruje się na swoim wizerunku i własnych priorytetach niż na realnych potrzebach polityki zagranicznej. Polska potrzebuje prezydenta, który wspiera rząd w kluczowych sprawach, a nie krytykuje go dla partyjnych punktów. Postawa Narciarza jest rozczarowująca i świadczy o tym, iż jego prezydentura, zamiast jednoczyć, coraz bardziej dzieli.