Prawda o in vitro? Maja Staśko reaguje złością

7 godzin temu

Maja Staśko zareagowała złością na prawdę o in vitro. Na nagraniu Fundacji Życie i Rodzina z serii “Prolife bez cenzury Short” padły oczywiste słowa: “Starając się o dziecko przy pomocy in vitro, Maja Staśko jest już matką bardzo wielu dzieci, ale martwych”. To dość typowa sytuacja, gdy osoba, która korzysta z technik sztucznego rozrodu, nie chce słyszeć prawdy o in vitro.

A prawda jest brutalna: in vitro (IVF) to procedura, w której giną maleńkie dzieci – nie w sposób naturalny, ale z powodu świadomych działań człowieka. Nie ma żadnego znaku równości między niezagnieżdżeniem się dziecka w macicy, gdy do poczęcia dochodzi naturalnie, a celowym wylewaniem dzieci do zlewu, mrożeniem ich w pojemnikach z azotem, czy sztucznym podawaniem do organizmu, który prawdopodobnie ich nie utrzyma.

Cywilizacja śmierci w liczbach

Sztuczny rozród in vitro opiera się na masowej śmierci. Aby jedno dziecko mogło się urodzić, produkuje się kilku lub choćby kilkunastu maleńkich ludzi. Tylko jeden z nich ma szansę na narodziny. Reszta? Utylizowana, zamrażana lub niszczona. Wszystko zgodnie z procedurą, a często za pieniądze podatnika.

Eugenika jest zaprzeczeniem medycyny.

Pełna spójność: jednego dnia aborcja, drugiego – in vitro

Te same środowiska, które domagają się aborcji na życzenie, krzyczą też o “prawie do posiadania dziecka”. Maja Staśko, która na co dzień bez oporu głosi pogląd, iż „płód to nie człowiek”, teraz chce, by ludzie współczuli jej straty po nieudanej procedurze in vitro. Czy można jednocześnie domagać się prawa do zabijania dzieci i płakać nad tym, iż „embrion nie przeżył”? Można, bo aborcja ściśle łączy się z in vitro. Żonglowanie życiem dzieci – teraz nie chcę, więc zabiję, teraz chcę, więc poeksperymentuję z życiem dziecka dla własnych potrzeb emocjonalnych – to dwie strony tego samego medalu.

Poniżanie rodziców

W czasie czarnych protestów słyszeliśmy: „Nie jestem inkubatorem!” Tymczasem in vitro zamienia kobietę dokładnie w taką maszynę: w narzędzie do reprodukcji. Kobieta poddawana jest agresywnej stymulacji hormonalnej, punkcji i transferom. Kiedy próba się nie udaje – odstawiana jest na bok. Z martwym dzieckiem, depresją i najczęściej z dziećmi w zamrażarce.

Sztuczny rozród nie jest żadną nadzieją dla par niepłodnych. To droga przez mękę i upokorzenia. Ojciec dziecka oddaje nasienie w masturbacji i z tego materiału mają powstać jego dzieci. Matka także nie przeżywa pięknych chwil podczas poczęcia, a następnie większość jej dzieci ginie na kolejnych etapach procedury. I nie można porównywać tej śmierci do naturalnych niepowodzeń poczęcia, bo jest ona skutkiem działania osób z zewnątrz.

IVF to masowa aborcja

In vitro posługuje się aborcyjną logiką: życie ludzkie ma wartość tylko wtedy, gdy spełnia oczekiwania. Ściśle łączy się z aborcją – zarówno tą wczesną na etapie selekcji i nieudanych implantacji dzieci, jak i późną, bo wiele dzieci w in vitro zabija się po wykryciu u nich wad. Dlatego stwierdzenie, iż kobiety poddające się in vitro są matkami martwych dzieci, jest całkowicie słuszne. Wasze maluchy były na ziemi przez krótką chwilę i już ich nie ma. Bezduszne procedury zabijają te dzieci w wielkiej liczbie.

In vitro nie jest odpowiedzią na ludzką tęsknotę za potomstwem, ale jej komercyjnym wykorzystaniem. To biznes śmierci ubrany w język ckliwych emocji. A za wszystkim stoją wielkie pieniądze.

Jeśli bronimy życia, róbmy to konsekwentnie, także wobec najmniejszych, poczętych na szkle w laboratorium.

Maja Staśko może się złościć i nie przyjmować prawdy o sztucznym rozrodzie. Ale prawda nie przestaje być prawdą, gdy ktoś się na nią obrazi. I prawda brzmi: in vitro to przemysł, który hurtowo pozbawia dzieci życia. I żadna złość ani łzy celebrytki nie zmienią tego faktu.

Tekst: Grzegorz Gielert

Idź do oryginalnego materiału