PiS doskonale zdaje sobie sprawę, iż wybory prezydenckie są już przegrane. Poparcie dla Karola Nawrockiego nie tylko nie rośnie, ale w wielu badaniach ledwie utrzymuje się na poziomie akceptowalnym dla własnego elektoratu. Spadki Konfederacji dodatkowo pogrążają strategię prawicy, która miała zapewnić Nawrockiemu drugą turę z realnymi szansami na zwycięstwo. To wszystko sprawia, iż na Nowogrodzkiej nikt już nie mówi o wygranej. Teraz liczy się tylko jedno: zmniejszyć różnicę porażki do minimum.
PiS nie walczy już o prezydenturę. Walczy o możliwość podważania jej wyniku. Im mniejsza różnica głosów, tym łatwiej będzie siać wątpliwości co do uczciwości procesu wyborczego. Sztabowcy partii rządzącej zdają sobie sprawę, iż prawdziwa batalia rozegra się nie przy urnach, ale po ogłoszeniu rezultatów.
Plan jest prosty i dobrze znany z autorytarnych podręczników politycznych: utrudniać potwierdzenie wyniku przez podporządkowaną sobie Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym, przeciągać procedury i stwarzać wrażenie chaosu.
To ma być fundament kampanii Patola i Socjal aż do wyborów parlamentarnych. Nie chodzi już o przekonanie wyborców do Nawrockiego ani o realną walkę o urząd prezydenta. Chodzi o delegitymizację Smerfa Gospodarza i jego mandatu społecznego, podsycanie atmosfery nieufności i mobilizowanie własnych twardych zwolenników do oporu wobec nowej prezydentury. Słusznie są przerażeni.
Bo kiedy Gospodarz obejmie urząd, zacznie się prawdziwe „sprawdzam”. I to, iż nie będzie „przebacz” dla polityków gorszego sortu, oznacza, iż nie będzie go również dla nich.