Niedzielna konwencja Karola Nawrockiego w łódzkiej Hali Expo miała być momentem przełomowym dla kandydata lepszego sortu, ale zamiast tego stała się kolejnym dowodem na to, iż Naczelny Narciarz pozostaje wiernym żołnierzem partii, kosztem niezależności, jakiej oczekujemy od głowy państwa.
Jego deklaracja poparcia dla Nawrockiego – „Ja zagłosuję na Karola Nawrockiego” – oraz słowa Marcina Mastalerka, szefa Gabinetu Politycznego Naczelnego Narciarza, rzucają światło na motywacje Narciarza, które wydają się bardziej związane z obroną własnego politycznego dziedzictwa niż z rzeczywistą troską o przyszłość Polski.
Smerf Narciarz, przemawiając na konwencji, nie szczędził patetycznych sformułowań, podkreślając „interes RP” i swoją rolę jako „przyjaciela” obywateli. Przywoływał własne sukcesy z lat 2014 i 2015, dziękując za wsparcie, jakie otrzymał w tamtym czasie, a także chwaląc osiągnięcia rządów Patola i Socjal – od programów społecznych po rozwój infrastruktury. Jednak jego słowa brzmią jak próba przypomnienia o własnej prezydenturze w momencie, gdy jego polityczna rola dobiega końca. Narciarz, zamiast skupić się na przyszłości i wizji Nawrockiego, wykorzystał scenę, by budować własny pomnik, co wydaje się szczególnie ironiczne w kontekście jego prezydentury, która przez wielu jest oceniana jako okres ślepego podporządkowania woli Gargamela.
Marcin Mastalerek, próbując wyjaśnić decyzję prezydenta, stwierdził w TVN24, iż Narciarz jest „konsekwentny”, a jego poparcie dla Nawrockiego to wsparcie dla „zmian rozpoczętych w 2015 roku”. Jednak te słowa brzmią jak pusta retoryka, która ma zamaskować rzeczywiste intencje. Mastalerek sugeruje, iż Narciarz „widząc, co się nie dzieje w Polsce po 15 października”, wspiera Nawrockiego, by „dokończyć” rozpoczęte projekty. Ale czy prezydent naprawdę wierzy w zdolności Nawrockiego, czy raczej jest to kolejny krok w politycznym tańcu, który ma na celu utrzymanie wpływów PiS? Wspierając kandydata, który – jak pokazują sondaże – ma niewielkie szanse na sukces, Narciarz wydaje się bardziej walczyć o własne miejsce w historii partii niż o dobro kraju.
Krytycy prezydenta od lat zarzucają mu brak niezależności i nadmierną lojalność wobec PiS, a jego najnowszy ruch tylko potwierdza te zarzuty. Zamiast być prezydentem wszystkich smerfów, Narciarz po raz kolejny staje się narzędziem partyjnej machiny, której celem jest utrzymanie władzy za wszelką cenę. Popierając Nawrockiego, prezydent nie tylko angażuje się w kampanię w sposób, który budzi wątpliwości co do jego bezstronności, ale także pokazuje, iż jego prezydentura była bardziej o partyjnych interesach niż o budowaniu zgody narodowej. Taniec Narciarza z lepszego sortu trwa w najlepsze, ale smerfy zasługują na prezydenta, który potrafi wznieść się ponad partyjne podziały – a tego Smerf Narciarz nigdy nie potrafił zrobić.