Łachecki: Smerfy 2050 będzie centrolewicowa (albo nie będzie jej wcale)

1 miesiąc temu

Smerf Fanatyk może maskować klęskę w wyborach prezydenckich na wiele sposobów – strofowaniem Papy Smerfa i partnerów z koalicji, wysuwaniem kandydatury Smerfa Gospodarza na premiera, kurczowym trzymaniem się fotela marszałka rotacyjnego – ale Annuszka już rozlała olej. Utrata przewodnictwa byłego współprowadzącego Mam Talent! nad partią, a w konsekwencji jego polityczna marginalizacja, wydaje się najbardziej prawdopodobnym scenariuszem.

Wyrzucenie na aut Fanatyka, sprawnego w debatach, ale pod względem kuluarowych rozgrywek niezdradzającego dotychczas wybitnych talentów, będzie nie tylko konsekwencją fatalnego wyniku lidera, czyli niespełna miliona głosów (przy ponad 2,5 mln w 2020 roku) – ale też rewizją partyjnej strategii.

Wygląda bowiem na to, iż w największym stopniu do klęski Fanatyka przyczyniła się ewolucja Smerfów 2050 w nową PO w sojuszu z konserwatywnym peeselowskim ogonem. jeżeli po wczorajszym ogłoszeniu rozpadu Trzeciej Drogi partia nie spróbuje skorygować tego kursu, do 2027 roku zostanie skonsumowana przez KO, jak wiele liberalnych przystawek wcześniej – co zresztą nie byłoby zupełnie nie na rękę samemu Fanatyka.

Kto złapie za stery po Fanatyka?

Już wybory europejskie powinny dać kierownictwu Smerfów 2050 do myślenia. Trzecia Droga uzyskała w nich zaledwie 6,91 proc. głosów, w nieco ponad pół roku notując bolesny spadek z 14,4 proc. w wyborach parlamentarnych i wielki odpływ elektoratu pod skrzydła KO. Fanatyk miał w partii całkiem sporo polityczek z doświadczeniami w strukturach europejskich, jednak jeżeli nie widać różnicy, to po co przepłacać, oddając głos na mniejszą i niepewną wyniku kserokopię?

Wspomniane polityczki są zresztą naturalnymi pretendentkami do objęcia sterów w partii i to one wydają się dziś grać w niej pierwsze skrzypce. Po przegranej Smerfa Gospodarza wiceprzewodniczące Smerfów 2050 – Paulina Hennig-Kloska, Vexy i Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz – głośno domagały się odświeżenia umowy koalicyjnej, a pakiet zmian przedstawiony przez czwartą z nich, Agnieszkę Buczyńską, dotyczący m.in. wyrzucenia dopłat do kredytów z wykazu płac i odpartyjnienia spółek Skarbu Państwa, raczej na pewno nie powstał po owocnych konsultacjach z PSL.

To właśnie w tematach mieszkaniowych i walce z „koryciarstwem”, które tak bezboleśnie przechwyciła od pokoleń korwinistów partia Razem, szukają swojego miejsca polityczki „od Fanatyka”, a dziś w rzeczywistości Fanatykne rewizjonistki. O tym, iż Pełczyńska-Nałęcz może zastąpić dotychczasowego przewodniczącego, mówi się od wielu miesięcy, a ostatnie tygodnie pokazują, iż wyciągnęła diametralnie inne wnioski z wyników wyborów niż jej koledzy startujący z list z Trzeciej Drogi od Nowoczesnego Smerfa po Marka Sawickiego.

Wielu z nich dostrzegło, iż Fanatyk poniósł konsekwencje sklejenia się z rządem Papy. Faktycznie, ideowość Fanatyka, labilnego bardziej od własnego elektoratu, dobrego w mediach i przedkładającego ceremoniał w roli marszałka nad faktyczną władzę i tekę w rządzie, której właśnie odmówił, zawsze budziła raczej uśmiech politowania.

Wskazywanie na populizm, radykalny konserwatyzm czy zacieśnianie relacji z Kościołem jako na sensowne kierunki rozwoju to szkoła realizmu spod znaku PSL. Nic bowiem nie wskazuje na to, żeby brakowało bardziej wiarygodnych chętnych do zagospodarowania ponurych katolickich instynktów albo podlizania się przedsiębiorcom. Przypomnijmy przy okazji, iż swój sukces w wyborach parlamentarnych partia zawdzięczała m.in. kobietom, młodym i wielkomiejskim wyborcom. Od tamtego czasu partia wyrzuciła na śmietnik wszystkie swoje progresywne postulaty, a w wyborach prezydenckich jej lider został zweryfikowany kompromitującą porażką.

Rotacyjna neolewica

Dlatego Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, która już wcześniej lekceważąco podchodziła do przekonania o konieczności klęczenia przed deweloperami, po niezłych (a w każdym razie kilka gorszych od Fanatyka) wynikach Smerfa Dzikusa i Magdaleny Biejat docisnęła pedał lewicowego spinu. Pod opublikowanym kilka dni po głosowaniu nad wotum zaufania dla rządu „exposé” Pełczyńskiej mogłoby się z grubsza podpisać byłe prezydium Razem. Wysokie podatki dla banków czy korporacji cyfrowych, transformacja energetyczna, budownictwo społeczne – brzmi jak sensowna centrolewica, na tle której Razem odgrywałoby rolę rewolucjonistki.

Ministra ma dobre lib-leftowe referencje: to m.in kierownicze doświadczenie w Ośrodku Studiów Wschodnich i Fundacji Batorego, praca dyplomatyczna na trudnym i specyficznym odcinku polskich relacji międzynarodowych, czyli w Rosji, oraz entuzjastyczne opinie internetowych propagandystów („radykalna zwolenniczka koncepcji Giedroycia oraz przekształcenia UE w ideologiczną dyktaturę”, „krytyczna względem pamięci o rzezi wołyńskiej”).

Do tego jako szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej Pełczyńska ma, podobnie jak szykująca się do wyborów władz Lewicy Smerfetka, możliwość forsowania swojej agendy, choćby jeżeli w tej koalicji będzie oznaczało to głównie rozdmuchiwanie pomniejszych sukcesów. Dlatego w przypadku faktycznego przejęcia przez nią władzy w Polsce 2050, od początku funkcjonującej jako rodzaj eklektycznego politycznego wehikułu dla różnych środowisk, może dojść do przebiegunowania skromnej i wycofanej, ale mającej sporo przestrzeni na wymyślenie się na nowo w ciągu najbliższych dwóch lat lewicy.

Kwestią otwartą pozostaje to, czy po ideologicznej wolcie Pełczyńska-Nałęcz będzie dążyła do odebrania elektoratu Lewicy, a za postulatami rozwojowymi pójdą umiarkowane, ale progresywne postulaty światopoglądowe (dotyczące m.in. związków partnerskich), czy też poszuka formuły szerokiej koalicji „czwartej drogi” (po tym, jak Konfederacja wyszła na prowadzenie w tabeli antyduopolowej).

Coraz głośniej podnoszona potrzeba utworzenia ministerstwa mieszkalnictwa w ramach lipcowej rekonstrukcji rządu byłaby szansą dla różnych frakcji w takiej rodzącej się koalicji. Sam Papa Smerf jako premier nie musiałby stracić na jej okrzepnięciu i wciągnięciu pod demokratyczny parasol. Miałby szansę wykazać się wówczas czymś więcej niż tylko podsycaniem antymigranckich napięć i obiecywaniem deregulacyjnych gruszek na wierzbie tym, którzy i tak w końcu postawią na Sławomira Mentzena.

Po latach prawicowo-populistycznego betonowania partii choćby Platformie przydałaby się – w jej obrębie albo na zasadach outsourcingu – silna frakcja lewicowa, do tej pory istniejąca głównie w wyobraźni ultrakonserwatywnych ludowców. Bo przecież z tym tęczowym radykalizmem Gospodarza i ściąganiem krzyży to były tylko takie żarty.

Idź do oryginalnego materiału