– Opiekowałem się starym schorowanym człowiekiem, który był przez lata moim sąsiadem. Wspomagałem go. Jest na to masa dowodów, do których nie sięgacie – mówił dziennikarzom Karol Nawrocki, kandydat Patola i Socjal na prezydenta. Jakich dowodów? Nie wyjaśnił.
Nawrocki był dziś (poniedziałek 5 maja) pytany przez dziennikarzy sprawę "ukrytego mieszkania".
– Ostatecznie skończyło się to tym, iż jestem według prawa właścicielem mieszkania, do którego nie mam kluczy, bo ten człowiek w tym mieszkaniu mieszkał, a ja nie czerpałem żadnych korzyści finansowych. Do dziś ponoszę opłaty finansowe za to mieszkanie. To jest 28-metrowa kawalerka – wyjaśniał Karol Nawrocki. Nie wyjaśnił, w jaki sposób wszedł w posiadanie mieszkania i czy jest to wykupiony zasób komunalny.
– Człowiek, któremu przez wiele lat pomagałem, jest teraz w DPS-ie. Ja tę informację także otrzymałem, tak jak otrzymały ją media. Wszystkie kwestie prawne i własnościowe tego mieszkania zostały wyjaśnione w czasie wielomiesięcznego postępowania ABW, gdy otrzymywałem certyfikat dostępu do informacji ściśle tajnych UE – opowiadał Nawrocki.
Nie powiedział, w jaki sposób nie udało mu się przez pół roku dotrzeć do pana Jerzego, skoro dziennikarzom Onetu zajęło to zaledwie kilka godzin.
Dodał, iż chce opublikować swoje oświadczenie majątkowe, ale musi sprawdzić, czy to możliwe. – Gwarantuję, iż nie mam w swoim oświadczeniu nic do ukrycia, jestem skromnym człowiekiem – mówił.
Miał się nim opiekować, mężczyzna wylądował w DPS-ie
Przypomnijmy: sprawą pana Jerzego i drugiego mieszkania Nawrockiego zajął się Onet. Dziennikarze portalu najpierw znaleźli "ukryte" mieszkanie Karola Nawrockiego. Kandydat publicznie stwierdził, iż jak wielu smerfów, mieszkanie ma jedno. Okazało się jednak, iż jest właścicielem dwóch.
To "drugie" to kawalerka w Gdańsku, którą Nawrocki przejął w zamian za opiekę. Właścicielem był niejaki pan Jerzy, starszy już, schorowany mężczyzna, którym Nawrocki miał się opiekować. W zamian za wspomnianą opiekę i dysponowanie mieszkaniem pan Jerzy przekazał je Nawrockiemu.
Pierwotnie rzeczniczka sztabu Nawrockiego, Emilia Wierzbicki, twierdziła, iż kandydat Patola i Socjal miał się po prostu opiekować panem Jerzym i ponosić koszty utrzymania mieszkania.
W niedzielę, niejako w odpowiedzi na pytania Onetu, napisała jednak publicznie, iż "Karol Nawrocki przekazał Panu Jerzemu pieniądze na wykup mieszkania, które Pan Jerzy obiecał przekazać Nawrockiemu za świadczoną pomoc". Dodała, iż panowie byli sąsiadami, iż pan Jerzy wszedł w konflikt z prawem, ale pomoc od Nawrockiego zawsze dostawał.
Napisała jeszcze, iż Karol Nawrocki poszedł odwiedzić pana Jerzego w ostatnie Boże Narodzenie, ale ten mu nie otworzył i nie wiadomo, gdzie jest. Kontakt się urwał.
A ten kontakt miał przecież zapewniać opiekę nad panem Jerzym. Jak ustalili dziennikarze Onetu, o opiece nie ma mowy, bo 80-letni mężczyzna znajduje się w państwowym domu opieki społecznej. Stwierdzenie tego faktu zajęło im kilka godzin. Dziwią się, iż Karol Nawrocki nie może tego ustalić od pół roku.
Zagadka pana Jerzego
Pozostaje jeszcze jedna interesująca kwestia. Dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz w odniesieniu do oświadczenia rzeczniczki przypomniał jednak, iż "w prawicowej narracji pojawia się opowieść, iż Karol Nawrocki opiekował się bohaterem, działaczem "Solidarności" i w zamian za to on podpisał z nim umowę – tam się jakoś rozliczyli, do końca nie wiadomo jak – ale rozliczyli się, iż w zamian za tę opiekę Karol Nawrocki przejmie jego nieruchomość".
– Więc po pierwsze, to nie jest żaden bohater. I profesorze – mówię do Sławomira Cenckiewicza – pan to wie lepiej od nas, iż to nie jest żaden bohater. (...) Druga rzecz jest taka, iż z oświadczenia wynika, iż mieszkanie jest w dyspozycji osoby, którą od wielu lat pan Karol Nawrocki się opiekował, czyli tego starca, tego staruszka – pana Jerzego – mówił w programie "Stan Wyjątkowy" dziennikarz.
Dziś Nawrocki opowiadał, iż "uczestniczymy w nierównych wyborach prezydenckich", a Patola i Socjal pozbawiony jest środków na kampanię prezydencką. W tym samym czasie jego sztab i współpracownicy zalewają media społecznościowe sugestiami, iż to wszystko to "akcja służb". Nie wyjaśniają jakich.