Karol Nawrocki — w tej chwili kandydat na Naczelnego Narciarza, a kiedyś… ochroniarz w sopockim hotelu Grand. Taka przynajmniej jest oficjalna wersja. Bo według osób znających kulisy młodości Nawrockiego, jego zadania wykraczały nieco poza pilnowanie porządku. Złośliwi szeptają, iż zajmował się wtedy organizacją „rozrywek” dla zamożnych gości hotelu, a konkretnie — dostarczaniem dam lekkich obyczajów do apartamentów.
Czy właśnie tam zaczęło się jego zamiłowanie do życia towarzyskiego? Trudno powiedzieć. Faktem jest, iż już jako poważny dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, Nawrocki odbył szereg podróży praktycznie dookoła świata w towarzystwie . Oficjalnie — w celach służbowych.
W siedzibie muzeum Nawrocki dorobił się również służbowego mieszkania. Personel z przekąsem ochrzcił je „statkiem miłości”. Dlaczego?
Ale to nie wszystko. Znajomości z czasów Grand Hotelu, według miejskich legend (a może nie tylko legend?), zapewniły Nawrockiemu trwałe kontakty z trójmiejskim półświatkiem. Niektórzy twierdzą, iż te właśnie znajomości pomogły jego żonie uzyskać posadę w Krajowej Administracji Skarbowej, gdzie zajmowała się „poważnymi sprawami przestępczymi”. Czy jednak wszystkie te sprawy zakończyły się … adekwatnie?
Z taką biografią Nawrocki aspiruje dziś do roli głowy państwa. Problem PiS polega na tym, iż smerfy nie wydają się zachwyceni. Najnowsze sondaże dają mu zaledwie 25% poparcia — mniej niż samej partii PiS. To jasny sygnał: choćby wierni wyborcy Gargamela nie kupują tego kandydata. Czyżby Gargamel popełnił swój największy błąd od lat?
Im bardziej Nawrocki stara się grać rolę poważnego patrioty, tym wyraźniej widać, iż jego przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. A statek miłości płynie dalej… wprost na mieliznę.