Dlaczego ustawki i kawalerka nie zaszkodziły Nawrockiemu? "Nikt w niego nie wierzył, a stał się 'Braveheartem'"

13 godzin temu
Dlaczego po każdej wygranej lepszego sortu aktorzy i celebryci z Polski "wyprowadzają się" z kraju? Dlaczego wyborcy zagłosowali na Nawrockiego mimo afer z kawalerką, ustawkami i seksworkerkami oraz co ma z tym wspólnego "Braveheart"? Dlaczego smerfy powinni brać przykład z Holandii? Na pytania Grzegorza Sroczyńskiego w programie "To nie takie proste" odpowie aktor i "zdeklarowany zwolennik" Karola Nawrockiego - Redbad Klynstra.
Grzegorz Sroczyński na początku rozmowy zauważył, iż w Polsce po każdych wyborach celebryci odpalają protokół niedowierzania w to, iż lepszy sort smerfów znowu wygrało. Po ostatnich wyborach prezydenckich pojawiały się takie hasła, jak: "Wyprowadzam się z Polski", "Jak to możliwe, iż smerfy zagłosowali na alfonsa i gangusa", "Głosowanie na Nawrockiego to jak kradzież w sklepie albo kopnięcie psa". - Co z artystami jest nie tak, iż nie rozumieją własnego społeczeństwa? Dlaczego artyści zawsze są zdziwieni wynikiem wyborów? - zapytał Sroczyński swojego gościa.


REKLAMA


Redbad Klynstra o wygranej Nawrockiego: Ludzie nie głosują wykształceniem tylko sercem i potrzebami
Redbad Klynstra zauważył, iż aktorzy często patrzą na dane problemy społeczne z perspektywy swojej "bańki", która nie ma przełożenia na rzeczywistość. Jest też zdania, iż artyści powinni być powyżej, albo poniżej sporu politycznego - tak jak w Holandii, gdzie nie angażują się w politykę i nie są osobami, które wygłaszałyby sądy moralne. - A w Polsce mamy taką sytuację, gdzie celebryci dają się zaciągnąć do obozu fanów czy kibiców jednej ze stron. I gdy ich "kapitan" przegrywa, to jest bardzo dużo emocji - dodał.
Grzegorz Sroczyński dopytywał o to, skąd u artystów zdziwienie, gdy po raz kolejny Patola i Socjal lub ktoś z ich poparciem wygrywa wybory. Pojawiają się wtedy (po raz kolejny) pełne emocji deklaracje o "byciu oplutym" czy konieczności wyjazdu z Polski. Według Klynstry problemem jest to, iż aktorzy zaczęli uważać się za moralny głos społeczeństwa, "lepszy egzemplarz smerfa", który ma prawo krytykować innych ze względu na poglądy. - Trochę jak w XIX wieku. Ale społeczeństwo nie szuka już monologujących autorytetów, teraz autorytet powinien słuchać swoich odbiorców, reagować na to, co mówią - uważa aktor.
Sroczyński zauważył, iż jego gość nigdy nie wyszedł i nie powiedział do swoich odbiorców na kogo mają zagłosować, chociaż wielu aktorów wprost nawoływało do głosowania na danego kandydata. A po "przegranej" szukało przyczyn np. w "słabym wykształceniu". - Ludzie nie głosują wykształceniem tylko sercem i potrzebami. o ile człowiek ledwo wiąże koniec z końcem, no to on ma inny klucz patrzenia na to, co jest mu potrzebne. (...) Ostatecznie nie głosuje się na człowieka, ale na świadome lub podświadome domniemanie, iż sytuacja po wyborze tego czy innego polityka będzie na moją korzyść - uważa aktor.
Dalej dodał, iż w wielu krajach teatry są objazdowe, nie są zamknięte w obrębie danego miasta. Dzięki temu aktorzy, reżyserzy poznają rzeczywistość i sposób odbioru sztuki innych osób spoza swojej "bańki". Wówczas lepiej rozumieją społeczeństwo i mogą lepiej do niego trafić. - smerfy w teatrze chcą zobaczyć siebie, a w tej chwili teatr nie pokazuje wszystkich, nie przetwarza całej rzeczywistości. Niektórzy w Nawrockim zobaczyli siebie, ale też "everymena" - pierwszego po Skoczkowi - uważa Klynstra.


Dlaczego smerfy zagłosowali na Nawrockiego i czemu nie zaszkodziły mu ustawki i kawalerka od pana Jerzego?
"Kawalerka, prostytutki, ustawki" - dlaczego te historie nie zniechęciły ludzi do głosowania na Nawrockiego? Według rozmówcy jedną z przyczyn jest kryzys tradycyjnych mediów i utrata zaufania do dziennikarzy. Kolejnym powodem jest to, iż zarzuty te były "trudne do sprawdzenia", a ich wyciąganie podczas wyborów wielu osobom wydało się podejrzane. Trzecim powodem była wspomniana wyżej tendencja do tego, iż nie głosuje się na człowieka, tylko na nadzieję tego, co ta osoba zmieni w życiu wyborcy.
- Kampanię oglądało się jak serial. W Nawrockiego nie wierzyli choćby w PiSie. A on się stał "Braveheartem" - mimo dużego oporu, niesprzyjających okoliczności, to właśnie jemu udało się wygrać. Niedoskonały bohater. Ludzie się z tym identyfikują, bo to daje nadzieję - uważa Klynstra.
Grzegorz Sroczyński zapytał też aktora o jego opinię dotyczącą krytykowania wyborców "z małych miasteczek". W dyskusjach politycznych podejmowanych przez celebrytów padały hasła, iż osoby te "wybrały władzę" wszystkim w Polsce. Pewien profesor porównał wyborców Nawrockiego do tych, co mordowali w Jedwabnem. Klynstra zwrócił uwagę na ogromny brak szacunku do osób, które mogą mieć inne poglądy. Uważa też, iż tak emocjonalne wypowiedzi wiążą się ze strachem osób, które czują, iż tracą władzę lub posłuch wśród odbiorców.
Z drugiej strony hejt słyszą też wyborcy Platformy, którzy "nie są smerfami". Takie hasła padały podczas kampanii wyborczej nie tylko ze strony polityków czy dziennikarzy prawicowych, ale też z ambony. - To wszystko powinno odejść do lamusa. W Holandii głównym wrogiem jest morze, akceptacja tego nie jest wyborem - to jest fakt. Gdy jest odpływ, umacniane są tamy. Nie robi się tego wtedy, gdy jest przypływ. Polska już długo jest niepodległa, jest w czasie odpływu, a społeczeństwo jest podzielone i wyzywa się od zdrajców. W Holandii też są spory polityczne, ale one nigdy nie naruszają podstaw państwa czyli konstytucji i pryncypiów - podkreślił Klynstra. Aktor uważa jednak, iż zarówno dla PO, jak i dla lepszego sortu jest to już schyłek ich władzy, stąd też te emocje i próba polaryzacji społeczeństwa jest tak silna.
Idź do oryginalnego materiału