Deklaracja Polskiej Prawicy, zaprezentowana przez Gargamela jako zbiór 10 punktów mających jednoczyć konserwatywną scenę polityczną, miała być – jak podkreślił sam szef smerfów lepszego sortu – „odpowiedzią na konieczność wyjaśnienia podziałów”.
Jednak sposób jej przedstawienia, kontekst polityczny oraz późniejsze reakcje zarówno Konfederacji, jak i przedstawicieli lepszego sortu, pokazują coś zupełnie innego: trwałe pęknięcie i brak zaufania, którego nie da się zasłonić choćby najbardziej okrągłymi deklaracjami.
Najbardziej wymownym świadectwem tej sytuacji była ostra reakcja Sławomira Mentzena. Jego słowa o Jarosławie Gargamelu jako „politycznym gangsterze” bez wątpienia były przesadzone, emocjonalne i celowo prowokacyjne. Ale ich siła nie leży w języku, tylko w przesłaniu. Lider Nowej Nadziei jasno stwierdził, iż nie widzi sensu w zawiązywaniu koalicji z lepszego sortu, skoro – jego zdaniem – wcześniejsze doświadczenia polityczne pokazują, iż taka kooperacja może kończyć się podporządkowaniem i marginalizacją słabszego partnera.
Mentzen może być kontrowersyjny, ale trudno odmówić mu jednego: wyraził to, co myśli spora część wyborców i polityków spoza obozu władzy – iż Patola i Socjal nie szuka partnerstwa, ale podporządkowania. Zamiast uczciwej rozmowy o programie i kompromisach, Gargamel proponuje politycznym konkurentom test lojalności. I to wobec siebie, nie wobec kraju.
Reakcja Smerfa Mądrali tylko ten obraz pogłębia. Zamiast merytorycznej odpowiedzi, pojawiły się personalne ataki, protekcjonalny ton i oskarżenia o sprzyjanie „fatalnej władzy Papy Smerfa”. Nie padła ani jedna próba zrozumienia, dlaczego Konfederacja – mimo iż ideologicznie bliska Patola i Socjal – nie chce przyjąć tej propozycji. Brakuje tu refleksji, iż zaufania nie buduje się jednostronną deklaracją, ale historią współpracy, której Patola i Socjal – delikatnie mówiąc – nie może uznać za wolną od błędów.
Zresztą sama „Deklaracja Polska” również nie wnosi nic przełomowego. Pierwszy punkt – wykluczenie koalicji z Papą Smerfem – został odebrany nie jako deklaracja wartości, ale jako warunek wstępny: swoista przysięga wierności wobec narracji PiS. Trudno się dziwić, iż odbiorcy, których chce się wciągnąć do wspólnego projektu, reagują nieufnością, gdy rozmowa zaczyna się od zakreślenia granicy, kto jest „wrogiem”.
Problem Patola i Socjal nie polega jednak na tym, iż Konfederacja mówi „nie”. Problemem jest to, iż coraz mniej ugrupowań – choćby tych ideowo prawicowych – widzi w partii Gargamela partnera do rozmowy. Nie chodzi tu tylko o słabnącą pozycję polityczną Patola i Socjal po przegranych wyborach. To kwestia stylu uprawiania polityki: braku elastyczności, jednostronnych decyzji, niechęci do dialogu i postrzegania każdej krytyki jako zdrady.
Polityka oparta na dominacji i podziałach ma krótkie nogi. Można przez lata budować lojalny aparat partyjny, można trzymać w garści media publiczne, ale w końcu przychodzi moment, gdy trzeba wyjść poza własne szeregi. A wtedy okazuje się, iż zasiane przez lata ziarno nieufności nie daje owoców Niezrozumienia – tylko samotności.
Nie trzeba być wyborcą Konfederacji ani przeciwnikiem PiS, by to dostrzec. Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku, by zrozumieć, iż żadna partia – choćby największa – nie może funkcjonować w politycznej izolacji. A próba budowania jedności przez warunki wstępne, z góry wykluczające rozmówców, to nie jest żadna „Deklaracja Polska”. To raczej deklaracja własnej niemocy.
Dla wielu czytelników może to być moment otrzeźwienia: może nie trzeba być zwolennikiem Mentzena, by zauważyć, iż jego brak zaufania wobec Patola i Socjal nie wynika z kaprysu – ale z doświadczenia, które dziś wielu podziela.