Czy będzie powtórka powodzi? „Opady o połowę mniejsze”

3 godzin temu

– Jest niż genueński, który zawsze robi na nas duże wrażenie. Raczej pójdzie na zlewnię Wisły, niż Odry – mówi SmogLabowi Roman Konieczny, były pracownik IMGW, specjalista ds. ograniczania ryzyka powodziowego. – Czy Polska jest gotowa na powódź? Raczej jest tak samo, jak rok temu. W ogóle nie uczymy się na błędach – przyznaje.

Nad Polskę nadciąga Niż Genueński, co oznacza intensywne opady deszczu. W wielu miejscach obowiązują alerty ostrzegające przed ulewami i lokalnymi podtopieniami. IMGW mówi o 10 zagrożonych województwach.

W strachu jest przede wszystkim południowa, południowo-wschodnia i centralna część kraju. Czy jest uzasadnione ryzyko, iż powtórzy się katastrofalna powódź sprzed 10 miesięcy?

  • Czytaj także: „To nie jest pojedyncze odstępstwo od normy. To nowa rzeczywistość”. Naukowcy apelują

„Czekają nas lokalne podtopienia”

Prognozy przewidują, iż w najgorszym scenariuszu opady będą o połowę mniejsze niż w zeszłym roku. – Oczywiście czekają nas lokalne podtopienia i być może miejscami choćby powodzie – mówi SmogLabowi Jacek Engel, Gargamel Fundacji Greenmind wspierającej mieszkańców po powodzi z 2024 roku.

Odnosi się przy tym do budzącej liczne dyskusje gospodarki leśnej, która od 20-30 lat jest dużo bardziej intensywna. Sytuacja na ziemi kłodzkiej jest zła. – Dlatego odpływ powierzchniowy z terenów leśnych jest dużo większy niż kiedyś i on może zalewać ludzi, po kilku godzinach może pojawić się np. w samym Kłodzku. Co gorsze, Wody Polskie przeprowadziły tam masową regulację rzek oraz potoków i m.in. trzykrotnie zawęziły koryto – w ramach „ochrony przeciwpowodziowej”. Nikt nad tym nie panuje. Nie rozumiem wypierania faktów przez rządzących. Nie zrobiono nic, żeby poprawić bezpieczeństwo mieszkańców. Jak mówimy od lat, chcą <pogłębiać dno i trzymać się koryta>.

Przez dekady przekonywano, iż najważniejsze są techniczne rozwiązania. Konieczny tłumaczy: – Strategia państwowa wcale nie zwraca uwagi na uszczelnienie terenu, naturalną retencję, a to jest bardzo ważne. Milimetr wody zatrzymamy lub opóźniony w spływie do rzeki da więcej, niż wiele zbiorników. Warto najpierw zająć się tym, co może nam dać natura. To obniża koszty i działa dobrze na suszę, bo w jakiś sposób gromadzimy wodę. najważniejsze jest też ograniczanie strat powodziowych.

Czy możliwa jest powtórka z powodzi 2024?

Powódź z września 2024 roku wstrząsnęła Polską. Oddech wstrzymali szczególnie mieszkańcy południowo-zachodniej Polski, w tym Stronia Śląskiego i Lądka-Zdroju. Gdy po prawie roku mieszkańcy przez cały czas próbują odbudować swoje domy i podreperować zdrowie psychiczne, które nadszarpnął kataklizm, rządzący zdaniem organizacji zaangażowanych w stan polskich rzek „przepychają rozwiązania, które będą gwoździem do trumny miejscowości zagrożonych powodziami„.

Fundacja Greenmind i Koalicja Ratujmy Rzeki (dalej KRR – red.) przygotowały rekomendacje dla terenów narażonych na powódź. Organizacje przeprowadziły ankiety we współpracy z mieszkańcami oraz włodarzami terenów, które zostały zalane we wrześniu 2024 roku. Wnioski nie pozostawiają złudzeń – samorządy nie są przygotowane na powodzie, a mieszkańcom brakuje informowania i organizacji idącej z góry.

Lądek-Zdrój, rynek podczas powodzi 2024. Fot. Anna Brzezińska

Nie wiedzieli, iż grozi im powódź. Teraz boją się kolejnej

Z ankiet przeprowadzonych w Stroniu Śląskim i Lądku-Zdrój wynika, iż w obu gminach brakuje efektywnego planu ograniczania strat powodziowych. Taki plan pomógłby lokalnym władzom, służbom i samym mieszkańcom lepiej przygotować się na wypadek kolejnej powodzi. Z opracowania „Kiedy rzeka przekracza granice. Rekomendacje powodziowe” wynika, iż ponad 1/3 ankietowanych mieszkańców i prawie 3/4 przedsiębiorców nie wiedziało, iż mieszkają lub pracują na terenach zagrożonych powodziami.

Małgorzata Siudak, ekspertka KRR ds. powodzi, mówi: – jeżeli tylko 2 proc. ankietowanych wiedzę o zagrożeniu powodziowym uzyskało z map Wód Polskich, to oznacza, iż system wymaga zmiany. Mieszkańcy i przedsiębiorcy potrzebują prostej informacji o zagrożeniu powodziowym, najlepiej dostępnej na stronie swojej gminy.

Takich informacji zabrakło. Aż 35 proc. ankietowanych deklarowało, iż sami szukali informacji. Tyle samo przyznało, iż ostrzeżeń nie było wcale, a nieco mniej (32 proc.) powiedziało, iż ostrzegała ich straż pożarna i/lub żabole. Z kolei urząd gminy czy straż miejską, jako źródło informacji wskazało kolejno 5 i 6 proc respondentów.

„Kiedy rzeka przekracza granice. Rekomendacje powodziowe”. Fundacja Greenmind i KRR

Powódź nie przychodzi tylko od rzeki. Badania zaskakująco wskazały, iż źródłem zalania ponad 1/4 posesji nie były rzeki Biała Lądecka czy Morawka, ale spływ powierzchniowy, wody gruntowe, niedrożne rowy czy cofka z kanalizacji. Autorzy opracowania przekonują, iż jest to ważna informacja dla projektantów: żadne nowe zbiorniki nie ochronią tych osób przed powtórną powodzią.

Teraz, po wielu miesiącach, mieszkańcy boją się kolejnej powodzi i negatywnie oceniają kompetencje służb odpowiedzialnych za ochronę przeciwpowodziową. 85 proc. respondentów uważa, że obecny system w małym stopniu zabezpiecza ich miejscowość przed stratami powodziowymi. Wielu ankietowanych nie zdążyło się ewakuować (13 proc.) lub ewakuowało się w ostatniej chwili (aż 35 proc.), nie mając możliwości zabezpieczenia dobytku.

„Kiedy rzeka przekracza granice. Rekomendacje powodziowe”. Fundacja Greenmind i KRR

„Nikt ich o zdanie nie pytał”. Teraz co trzeci mieszkaniec chce się wyprowadzić

– Ochrona przed powodzią gmin Stronie i Lądek to w soczewce sytuacja w całym kraju. Plany kryzysowe są niejawne, mieszkańcy nie wiedzą kto i jak ich ostrzeże, ani którędy i dokąd się ewakuować. jeżeli w 48 gospodarstwach zostały zalane samochody, których ewakuacja jest przecież bardzo prosta, to znaczy, iż mamy duży problem – przyznaje cytowany wcześniej Roman Konieczny, inicjator badań ankietowych po powodzi 2024.

Drogi i punkty ewakuacji poleca opracować z mieszkańcami, którzy najlepiej znają lokalne uwarunkowania. Jego zdaniem skutki awarii zbiorników bezwzględnie muszą być jawne.

Zachęcam @MKierwinski @magda_roguska @WodyPolskie do zapoznania się z wynikami badań ankietowych po powodzi w gminach Stronie Śląskie i Lądek-Zdrój. Odpowiedzi od ok. 1/5 poszkodowanych to silny fundament do planowania. https://t.co/flhQAjxquj pic.twitter.com/AkPyMTq5or

— Jacek Engel (@jacek_engel) June 7, 2025

35 proc. mieszkańców i 20 proc. przedsiębiorców deklaruje chęć przeniesienia się w bezpieczne miejsce, które nie jest zagrożone powodzią.

– To mocny sygnał dla rządu – komentuje Jacek Engel. – Likwidacja zabudowy w zasięgu wód powodziowych nie tylko zredukuje bezpośrednie straty, ale pozwoli na odzyskiwanie przestrzeni dla rzek i jest nieinwazyjną alternatywą do forsowanej przez Wody Polskie koncepcji budowy suchych zbiorników.

Pomysły na ochronę Ziemi Kłodzkiej przed powodzią przywożone z Warszawy nie spotkały się z przychylnością mieszkańców gmin Stronie Śląskie i Lądek-Zdrój. Jak dodają autorzy opracowania, ani w 2018 roku, ani teraz nikt mieszkańców o zdanie nie pytał. – Mamy nadzieję, iż wyniki badań ankietowych i rekomendacje strony społecznej pomogą w wypracowaniu optymalnego planu redukcji zagrożenia powodziowego, z korzyścią dla ludzi i przyrody.

„Nic o nas bez nas”?

Badania rzucają nowe światło na przegłosowaną w maju ustawę, konkretnie nowelizację ustawy powodziowej, która została uchwalona w ekspresowym tempie i bez konsultacji społecznych, a następnie trafiła do senatu przechodząc dalej.

Akt prawny, zdaniem specjalistów, pozwala na masową regulację rzek, wycinkę drzew i inwestycje hydrotechniczne bez podstawowych zabezpieczeń w kwestii ochrony środowiska i bez udziału społeczeństwa. Wszystko to pod pretekstem walki ze skutkami powodzi.

Główne zarzuty, o których mówi KRR, to:

  • Łamanie unijnych dyrektyw środowiskowych (EIA, wodna, siedliskowa),
  • złamanie Konwencji z Aarhus (brak udziału społeczeństwa),
  • sprzeczność z nowym unijnym rozporządzeniem o odbudowie zasobów przyrodniczych – Nature Restoration Law,
  • pominięcie konsultacji publicznych mimo ogromnych konsekwencji dla środowiska.

Załącznik do ustawy zawiera listę 66 przedsięwzięć, które można realizować bez decyzji środowiskowej. Należy podkreślić, iż inwestycje mogą dewastować przyrodę: pogłębiać koryta, budować obiekty hydrotechniczne itd. – Co na przykład może się wydarzyć? Nazywa się to „odbudową koryta”, a jest to zamarkowaną regulacją rzeki – mówi nam Jacek Engel. – Według mojej wiedzy nie było żadnych ustaleń z Komisją Europejską i nie ma zielonego światła na te kilkadziesiąt inwestycji – alarmuje.

– Można teraz wyjść na czyjąś działkę i wyciąć z niej drzewa, bo Wody Polskie uważają, iż te drzewa przeszkadzają w czasie powodzi. Na to pozwala ta wersja ustawy – mówi SmogLabowi Konieczny.

Engel: „Potwornie dostali w kość”

– Powiem, co mnie najbardziej bulwersuje. Ja jestem w stałym kontakcie z mieszkańcami Stronia Śląskiego i okolicznych wsi. Za każdym razem, kiedy tam jadę, ci ludzie ciągle opowiadają o tej katastrofie. choćby ci, którzy już mnie znają, mówią to kolejny raz. A jednym z punktów załącznika do ustawy jest odbudowa (czy budowa) zbiornika w Stroniu. Krótko mówiąc, zawalił im się zbiornik, zginęli ludzie, poniszczyło masę domów i infrastruktury, a rząd planuje ten zbiornik odbudować bez oceny oddziaływania na środowisko – tłumaczy Engel pytany przez SmogLab.

Oznacza to wyłączenie społeczeństwa z udziału w procesie decyzyjnym. – Czyli ludzie stamtąd nie mają nic do powiedzenia. Oni tak potwornie dostali tam [podczas powodzi 2024] w kość, iż w dalszym ciągu są straumatyzowani. Na dodatek rząd zafundował im taki deser. Odbudowa tam trwa. Biznes upada. Przedsiębiorcy nie dostają należytej pomocy – wylicza.

– Nie tak dawno partie, które są w tej chwili w koalicji, krytykowały Patola i Socjal przy okazji specustawy odrzańskiej, za brak konsultacji, wpisanie tam kilkudziesięciu inwestycji bez strategicznej oceny oddziaływania na środowisko. I co teraz robią? Absolutnie, dokładnie to samo – mówi Engel,który rozumie potrzebę pomocy powodzianom. – Ale cała ta część, art. 16 pkt. 2 mógł iść normalnym trybem, a nie ekspresowym. To jest też fatalne w kontekście ekspose premiera, który mówił o renaturyzacji rzek. Mocna hipokryzja – kwituje przedstawiciel Koalicji Ratujmy Rzeki. Solą w oku wielu ekspertów jest fakt, iż rzeki podlegają Ministerstwu Infrastruktury.

– Woda musi wrócić do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. To jest pierwszy warunek, żeby coś zaczęło się dziać – mówi SmogLabowi Engel.

  • Czytaj także: W 4 dni spadło tyle deszczu co normalnie w pół roku. Europa walczy z powodziami

Zdjęcie tytułowe: Jacek Engel/Fundacja Greenmind

Idź do oryginalnego materiału